19.02.2009

- boponiewaz potykam sie o slowa, wpadam miedzy nie, przerywam wlasny tok myslowy, dokonujac sabotazu samej siebie. rozumiesz? ta cala destylacja mysli, slow, etc. meczy mnie i mam jej serdecznie dosc.

- mhm, spokojnie i dlatego zdezerterowalas, mam racje?

- tak, masz racje.- odparlam, smiejac sie w duchu z ironii losu. przeciez jeszcze nie tak dawno, zaledwie pare lat temu wspolnie z p. ratowalismy zycie a., dzwoniac o swicie po karetke, gdyz zbyt intensywny tryb zycia a. doprowadzil jego organizm do granic wytrzymalosci.

teraz a. ratuje mnie, mniej spektakularnie i bez elektrowstrzasow, przed arytmia, tym razem nie serca, lecz myslowa.

a., jedna z najbardziej kolorowych postaci, jaka mialam szczescie spotkac na swej drodze zyciowej, siedzial na przeciwko mnie, uwaznie wypatrujac mej reakcji.

- no swietnie i to jest powod, dla ktorego odmawiasz referatu i udzialu w naszej grupie? cholera, jak dlugo w niej jestes? rok, tak?

-mhm.

- wlasnie. zdazylas zatem zauwazyc, ze nie zbieramy sie po to zeby konkurowac miedzy soba jakimis osiagnieciami naukowo-dydaktycznymi, lecz raczej po to, aby moc wytapetowac na nowo nasza skromna wieze z kosci sloniowej. do diabla, sadzisz, ze p. siedzial nad swoim referatem o lessingu dluzej niz 2h? watpie. zapewne nabazgrolil cos pol godziny przed spotkaniem, a reszte bezczelnie wyssal z palca i okrasil durnym usmiechem ;).

- :)) no ok, ale przeciez i ty znasz uczucie milczacego wymogu znajomosci klasyki, dziel wszelakich, whatever. i kiedy cos czytasz na pewno tez wisi nad toba przekleta intertekstualnosc i obawa, ze w calej tej mnogosci kontekstow nie bedziesz w stanie uchwycic elementow niosacych sens danego dziela?

- tak, jasne, ale ktoz z nas nie siedzial nad tekstem pol nocy, rozumiejac koniec koncow tylko jeden akapit? mh? tylko, ze na tym to wlasnie polega, zeby sie tego zrozumienia probowac nauczyc. poza tym mysle, ze o wiele wazniejszy jest fakt, ze mozemy spotykac sie razem, wymieniac sie miedzy soba wiedza i doswiadczeniem, wzajemnie sie wspierac i wspolnie probowac obejsc sie z presja, ktora czasem nas przerasta.

- tak ale ta presja wynika tez ze swiadomosci, ze pracuje z klasycznym tekstem. dzielem, ktore istnieje bez wzgledu na to, czy jego status jest ukonstytuowany, dobry, godny swego miana. i czasem zastanawiam sie nad tym, czy jakas szmirowata ksiazeczka tudziez zwykly zachod slonca nie zainspirowalaby i rozwinely mnie bardziej anizeli te historie o pelnych idealow anty- & bohaterach, slodkich damach ich serca i happy endzie. poza tym kto zdecydowal o tym, ze schiller jest o wiele bardziej uznanym klasykiem od wezmy na przyklad takiego lenza. szalenca genialnego, ktorego dziela schowane gdzies miedzy regalami goethego i schillera odchodza w zapomnienie i tylko od czasu do czasu zostaja wygrzebane przez jakiegos jeszcze bardziej od lenza nawiedzonego naukowca?

-wlasnie i to jest pytanie, ktore zadasz podczas kolejnego spotkania w grupie i nie chce slyszec zadnego ale, on tez nie :) - stwierdzil a., wskazujac przy tym na oddalona o kilkanascie metrow od naszej knajpki mieszczanska fasade domu goethego, napawajac sie przy tym kawalkiem chleba, ktorym zebral resztki sosu z talerza oraz zniesmaczone spojrzenia przystolikowych sasiadow. - tak, tak, za takie wylizywanie dostalbym we francji dozywocie, tutaj na szczescie nikt za to nie skazuje na potepienie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz