19.02.2009

mialam nie pisac, mialam dalej spokojnie sobie zyc cichutko & bez skandali, no bo co tu w koncu swietowac? nieuleczalna manie grafomanstwa? ;) ale niestety, lza rzewna mnie sie w oczetach mych zakrecila, gdy ujrzalam dzis franzowaty wpis. i ofkors, ale musialam, przyznac sie do rocznej bytnosci tutaj oraz do kilkukrotnych prob rozstan. wowczas nie wiedzialam jeszcze, ze pierwsza nazwa mego bloga, czyli metamorphosis, tak doskonale odda charakter mej bytnosci na bloxowisku. ze stealing_beauty'owego metamorphosis albowiem zrobilo sie po kilku miesiacach bez_portretowe l'art pour l'art, aby ostatecznie przerodzic sie w aesthetice.

w czerwcu zeszlego roku blogowe pejzaze wygladaly jeszcze zupelnie inaczej. nie bylo wowczas mnostwa obecnie znanych mi osob, a nawet jesli istnialy to skrobaly jakies literki grzecznie w zaciemnionym kaciku. poranny obchod po blogach ograniczal sie do kilku osob: blackcoffe, jedrucha, jolki, strangera, franza, qry, horneta, coffei, redakcjaka, kurde, atomica, sybira, muchy, wiedzmy, moony7, brioszki, change'a, czasem zajrzalo sie do bardzo nieznanego jeszcze wowczas raindogshowa lub do niepokornego i lubiacego przekraczac granice fg.

z pewnoscia kilka osob pominelam, kogos pomylilam, no ale po roku mam prawo nie pamietac, prawda? ;) najcenniejsza rzecza jest chyba ta, ze poznalam tu mnostwo ciekawych osob. przez ten rok takze duzo sie nauczylam, ale nie wiem na ile potrafila bede z tej wiedzy skorzystac? nie rzucam sie juz w milosci internetowe na oslep, no i nie na oslep chyba tez nie, jestem w sumie o wiele bardziej ostrozna w formulowaniu mysli. znalazlam forme bloga odpowiednia dla siebie. & the last but not least, zrozumialam, ze chyba nie jest juz mozliwe rozstac sie z tym miejscem i ze blog zbudzil we mnie nieznane mi dotychczas poklady pruskiej dyscypliny, odzwierciedlajacej sie w codziennym produkowaniu kilku ton czerwonych literek.

a oto jeden z moich pierwszych wpisow, ktory wtedy naprawde uwazalam za dobry, a ktory dzisiaj z racji swego zdezaktualizowania sie, zdaje sie mi byc oddalonym o miliony lat swietlnych. ;)

zastanawiam sie, w jakim celu czlowiek przechodzi przez te wszystkie labirynty wiedzy, zdobywa zdyszany stopnie erudycji, gromadzi w sobie ten caly kulturowy background, aby potem stwierdzic, ze znalazl sie w aporii i nie wie dokad pojsc dalej? nawet jesli uda sie mu przypadkiem znalezc z niej wyjscie, lub bedzie sie mu wydawalo, ze je znalazl, co potem, jaki cel? kogo pytac o droge? przeciez nie ma nikogo, kto by potrafil ja wskazac?

NO WAY OUT?

i po co? ciagne za soba ten kufer, wyciagam z niego rzeczy, oczywiscie staram sie to robic bardzo przemyslanie, gdyz ryzyko snobizmu grozi inkwizycja towarzyska i wyrokiem potepienia. a wiec kazda mysl obracana najpierw jak zeton najcenniejszy i w razie potrzeby uzyta, czasem okazuje sie gra w ruletke a czasem madrym pusczeniem w obieg.

dezorientacja i alienacja. poczucie pustki, przeladowanie, zmeczenie textem, informacja, presja czytania kazdej napotkanej litery, wchlaniania kazdej zdajacej sie byc cenna mysli, przeciez nie mozna sobie pozwolic na luxus niemyslenia, na ignorancje wspanialej powiesci etc.

w sumie w sztuce te przemiany sa bardzo trafnie ukazane. juz poczatek 20 wieku, uprzemyslowienie technika, wojna wplynely masywnie na przyspieszenie przemian. wynalezienie fotografii uczynilo odmalowywanie realnosci w malarstwie zbednym. portret zdjeciowy wygral aukcje z obrazem. sztuka zmuszona byla do wyszukiwania innych form. i przemiany spoleczne znalazly jak zawsze w niej odbicie. boska venus renesansu zmienila sie w lulu wedekinda, malowidla jaskiniowe, tak wyrazajace wspolnote i socjalne struktury zamienily sie w krzyk muncha i jego zagubienie, alienacje.

dzis bylam zwiedzic centrum art-deco w niemczech na wzgorze matyldy. sztuka podana na srebrnej lyzce, kaviorowa, sztuka dla bogatych, sztuka powierzchni, dekoracji, jak sama nazwa wskazuje. piekne, etstetyczne ale nie poruszylo mnie glebiej.

ciekawe, ze ludzie czesto kojarza sztuke z pieknem, a nie z brzydota. na szczescie nie jest ona tak latwo ujarzmialna i praca pojeciowa czesto skazana jest na niepowodzenie.

czy napisac do niego maila? po co przyslal mi tego smsa? przeciez mialam juz wszystko poukladane i ostatnie watpliwosci schowalam gleboko na dnie, pod gladka powierzchnia byly niewyczuwalne. nienawidze tej niepewnosci i on podziwia mnie za zdecydowanie. niech zyje ironia... ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz