casting wreszcie dobiegl konca. zbyt wielka ma nieufnosc wobec milosci, zbyt nikla odwaga, aby wyjsc jej naprzeciw. proba odzyskania raju na nowo, poprzez regresje, badz w jakikolwiek inny sposob z gory skazana byla na niepowodzenie.
czas zatem bylo porzucic obrazy pieczolowicie dotychczas idealizowane, aby nie poczuc sie jak bohater slynnej anegdoty, usilujacy odnalezc zagubiony klucz i wedrujacy wokol latarni, poniewaz tam najjasniej. :)
i nagle poczulam sie wolna, po raz pierwszy od dluzszego czasu. wypelniona praca i zajeciami, rzeczami trudnymi, ale sprawiajacymi, ze z powodzeniem udalo mi sie odnalezc inne drogi do zinterpretowania codziennosci.
obecnie napawam sie drobnostkami, pozbawionymi pozornie znaczenia. coraz rzadziej pije kawe na ulicy w drodze do pracy. sniadanie nabralo charakateru malej uczty, nawet za cene okruchow pieczywa i plam po kawie w lozku. powoli doceniam luxus samotnosci. przestala przeszkadzac mi porozrzucana w pospiechu bielizna i fakt, ze w rozczochranych wlosach i maseczce na twarzy spedzam pol dnia przy sesji kubrickowych dvd. codziennosc stala sie metafora wycieczki/ucieczki do swiata zmyslowej refleksji, podrozy w postaci roznorodnosci stylow, estetycznych form, tresci.
z checia przejelam role w moim malym selfmade-teatrzyku, w ktorym granice melancholii utrzymane sa dzieki zgrabnie skonstruowanej, zwartej fabule. smieje sie zatem z zamierzchlej listy zyczen, skarg i zazalen definujacych ma owczesna egzystencje. nie odczuwam juz potrzeby kruszenia kopii w poczuciu nieodwolalnej dla uratowania ludzkosci misji. odrzucam odwieczne porownywanie sie i perfekcjonizowanie kazdego najdrobniejszego detalu. rozbijam przestrzen dotychczas przeze mnie zamieszkiwana. zmieniam granice i sposob spojrzenia na otaczajaca mnie rzeczywstosc, zaczynajac spogladac na nia jak na maly, prywatny raj i wierzac w to, ze wiele zalezy od perspektywy.
i tylko czasem, gdy logistyka codziennosci przytlacza mnie swym ciezarem, gdy nie potrafie uniesc juz zbyt wielkiego natloku zmeczenia, wowczas zaczynam marzyc o urlopie, o oddaleniu sie. zdajac sobie przy tym doskonale sprawe z faktu, iz byloby ono niczym innym jak tylko adekwatnym odzwierciedleniem codziennosci, w ktorym zmianie uleglby jedynie kolor tla. na bardziej krzykliwy, wypelniony iluzjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz