19.02.2009

tel od k.

- tak i w piatek n. urzadza wieczor grilowy u swoich rodzicow, bedziesz?

-nie, nic mi o tym nie wiadomo.

-?!?!? n. ciebie nie zaprosila?

-nie. i dlatego nie przyjde, nie chce sie narzucac.

-cos mi nie gra, przeciez nie widzialyscie sie tak dlugo?! co sie stalo?

-nie wiem. postanowilam odczekac.

dzis telefon od n., z zapowiedzia naglej wizyty, wiec jednak. mimo wszystko czulam, ze ten wieczor bedzie trudnym. i nie mylilam sie. poczatki takie jak zawsze. wspaniale. smalltalkowe, dobre wino i duzo smiechu. tak jak gdyby nic sie nie stalo. tak jak zwykle.

ale w pewnym momencie rozmowa spowazniala a n. wybuchnela placzem i obrzucila mnie gradem zarzutow.

- nie, bo to juz nie jestes ty, inna niz bylas kiedys. widzisz tylko twe studia, nie potrafisz juz rozmawiac normalnie o d.pie maryni.

- ?

- nie rozumiesz? ja nie jestem juz taka intelektualna, mam dwojke dzieci, to one razem z r. sa teraz calym moim swiatem i nie potrafie dyskutowac juz z toba na temat literatury tak jak mialo to miejsce kiedys. dlaczego nie chcesz mnie odwiedzic? przeciez wiesz, ze zaplacilabym za twa wize i bilet. doksonale rozumiesz, ze z pozycja r. zalatwilibysmy tobie wszystko bez problemu, nie znajdziesz nawet tygodnia na przyjazd? nie rozumiem.

- n. spojrz, rozejrzyj sie dookola. ty mieszkasz w palacu za poltoramiliona dolarow, jesli nie wiecej. nie zaopatrujesz sie w wallmartach czy innych supermarketach. nie, twoje jablko kosztuje trzy dolary i jest all organic. sadzisz, ze gdybym przyleciala, to moglabym zdac sie na to, ze zafundujesz mi bilet? przeciez musialabym miec rowniez sume na pobyt tam. a na razie jest to dla mnie rzecza niewykonalna.

- no tak, bo tez studiujesz wieki. ja skonczylam studia w 6 lat, nie jestem w stanie pojac dlaczego ty pozwalasz sobie na takie dlugie studiowanie? kto cie potem jeszcze przyjmie do pracy?

- wybacz n. ale zanim zejdziesz ponizej pasa, to musze tobie wyznac, ze jestem dumna z tego, ze za pomoca pieciu miniprac jestem sama w stanie utrzymac sie na wodzie. & yes, masz racje, nie zyje juz tak jak kiedys z d., prowadze raczej alternatywno-marihuanijny zywot. wiele uleglo zmainie, mam swoje skromne krolestwo i jest mi tu na razie dobrze. i chyba nie masz prawa wyrzcuac mi, ze z powodu tamtejszych przezyc nie mialam wowczas sily na studiowanie, prawda?

- tak, oczywiscie masz racje, ale sadze rowniez, ze robisz powazny blad chcac wszystko przeliczyc na pieniadze i czas. te argumenty do mnie nie docieraja, poza tym tamtejsze relacje cenowe nie maja sie nijak do tutejszych.

- tym bardziej wiec.

- mhm, a nie sadzisz, ze przesadzasz w swoim zapracowaniu sie?

- n. twoim studiom towarzyszyl odwieczny komfort, nie musialas martwic sie o nic, oprocz tego, czy dostaniesz zaliczenie. sama chyba dostrzegasz kontrast miedzy nami?

- ale nie mozna byc tak egoistyczna, tydzien ciebie nie zbawi, no przyznaj. przeciez...

- byc moze. ale wliczajac w to jet-lag beda to tak naprawde dwa tygodnie. ale ok, obiecuje zastanowic sie :)

- wiec sie zastanow, bo istnieje powazne ryzyko, ze w przyszlym roku znow zajde w ciaze i nie bedziemy mogly sie upic tak jak zawsze. :)

- no wiesz, mam programowac swoje zycie wg twojego kalendarzyka? ;)

n. odjechala, a mnie zrobilo sie strasznie smutno. jakze trudno utrzymac przyjazn, gdy warunki sa tak extremalnie rozne. n. ma cudowna rodzine, kochajacego meza, wspaniale dzieci. zyje w pieknej willi, nad brzegiem atlantyku, w miejscowosci, w ktorej mel gibson ma jedna ze swych posiadlosci. zaopatruje sie w snobistycznych butikach i jest na ty z kanclerzem niemiec. jej nieslychana uroda, symetryczna i niekonwencjonalna, zniewala nadal, nawet po urodzeniu dwojki dzieci. n. powinna byc najszczesliwsza osoba na swiecie, a tak naprawde umiera z samotnosci. bo trudno o przyjazn w tak hermetycznym i bogatym srodowisku, gdzie byle afera jest newsem dnia. gdzie kazda relacja definiowana jest przez pryzmat oceniania i konkurencji.

paradoksalnie chcac porownac nasze zycie, zmuszona jestem stwierdzic, ze nie potrafie ocenic, ktora z nas jest tak naprawde szczesliwa. bez wzgledu na wszelakie okolicznosci.

jednakze koniec koncow malo to istotne. powinnam raczej zatroszczyc sie o rozpadajaca sie przyjazn, ale nie jestem pewna, czy zbyt wiele rzeczy nie wymknelo sie nam juz spod kontroli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz