tesknie za paryzem lat 1930-60...tesknota irracjonalna, nieuzsadniona, tesknota bez podstaw? paryz sartre i beauvoir, paryz pelen atmosfery i przesaczony moda, egzystencjalizmem.
wczoraj dowiedzialam sie skad ta tesknota, przez przypadek udalo mi sie zglebic jej przyczyne.
uswiadomila mnie w tym przypadkowa para, idaca na przeciwko mnie. ona, kobieta w dobrym stylu, elegancka, ale nie krzykliwa, szla zgrabnie, stawiajac stopy pewnie, chociaz nie bez gracji. otoczona perfumem i objeta ramieniem mezczyzny, usmiechala sie lekko i sluchala pilnie jego wypowiedzi. on szorstki z wygladu, ale mimo to nie pozbawiony pewnego ciepla i miekkosci spogladal na przemian to w jej kierunku to w kierunku mijanych witryn sklepowych. oboje szli niespiesznie, wytwornie.
gotowa juz uwierzyc w dawno zapomniana magie, przeszlam obok nich chciwie nasluchujac dialogu idealnej pary. jak wielkie bylo me rozczarowanie, gdy dobiegly mnie jego slowa:
-...alez w tym wypadku stopa procentowa zysku powinna wzrosnac....
czar prysl i zorientowalam sie, ze ze nie jestem w paryzu i ze pewnie znow wyidealizowalam cos, co w zasadzie moze nigdy nie istnialo. ale bardzo chce wierzyc w to, ze kobiety kiedys nie skazone jeszcze J-Lo- i Britneymania nosily kapelusze i poruszaly sie plynnym krokiem po ulicach rzucajac ukradkiem lustrujace siebie spojrzenie w okno wystawowe. kobiety z wysoko upietymi wlosami, kolyszace sie na ledwo dostrzegalnym obuwiu wlozonym na przyobleczone w ponczochy nogi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz