
uma thurman in gattaca, andrew niccol, 1997.
a jesli to za sprawa jakiegos taniego chinskego chipa, wmontowanego mi przez szalonego barona von frankensteina, odczuwam codzienny przymus picia kawy? :) ha! jakze wygodnie byloby zrzucic caly ciezar odpowiedzialnosci za swoja konstrukcje i wlasne czyny na barki nawiedzonego konstruktora. dowiedziec sie, ze nie jest sie niczym innym jak tylko przemyslowa wariacja czyjegos zamyslu, fantazja chcacego wzniesc sie ponad mozliosci umyslu. pewnym ruchem dloni raz na zawsze przekreslic mozliwosc istnienia Nieistniejacego. zyc pozbawiona przymusu wielkiej moralnej przemiany, dazenia do realizacji marzen, odczuwania emocji, po prostu, zyc bez swiadomosci samej siebie. zrozumiec wreszcie, skad to dziwne grymasne spojrzenie, bladosc twarzy przyrownywalna do tej, jaka szczycily sie gwiazdy kina niemego. zglebic, skad wziela sie nieuzasadniona tesknota do swiata wirtualnego i ja zalegalizowac. i wreszcie znalezc usprawiedliwienie dla mej sztucznej inteligencji. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz