19.02.2009

zyczeniowo (3 lata temu)

pamietam listopadowy wieczor, kiedy chcialam mu zrobic niespodzianke, uroczysta kolacje we dwoje. to byly moje urodziny: skonczylam trzydziesci lat. rozpalilam ogien w kominku, na stole postawilam swiece. witold wchodzi do jadalni, rozglada sie, widzi, co sie dzieje, i zaczyna klepac sie po brzuchu dajac mi do zrozumienia, ze caly ten dym tylko mu szkodzi na astme. zgasilam swiece. podczas gdy
ogien dogasal w kominku, zrobil mi wyklad o szczesciu, ktory zanotowalam tym razem w moim dzienniku lektur: marzenie o szczesciu, szukanie wygody, ktora nie istnieje, ktorej nigdy nie mozna osiągnac, jest czyms plytkim i malodusznym. zycie to wieczna walka z trudnosciami, ktore wciaz odradzaja sie na nowo w najrozniejszej postaci. jak dzielny zolnierz, powinnismy je pokonywac najlepiej, jak sie da. czlowiek musi bezustannie probowac odnosic zwyciestwo nad rzeczami. ta codzienna walka wymaga prawdziwej odwagi. w dziedzinie ducha jestem sportowcem. zyc to znaczy walczyc. niczego, absolutnie niczego nie zdobywa sie raz na zawsze. cierpienie jest czescia zycia, trzeba to zaakceptowac. szukanie szczescia i duchowego komfortu to zyciowa tandeta. trzeba umiec bawic sie drobiazgami i dlatego wkladac mozliwie najwiecej z siebie w to, co sie robi. masz trzydziesci lat – dodal. – starzejac sie, czlowiek staje sie podmiotem, a przestaje byc przedmiotem. przez to swiat robi sie o wiele bardziej interesujacy. dopiero stajac sie podmiotem, kobieta zaczyna zyc naprawde i moze zniesc starzenie sie. tylu ciekawych rzeczy sie nie zauwaza, jesli mysli sie tylko o tym, zeby sie podobac. inni moga ci sie podobac, to co innego (...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz