tycjan
otrzymalam dzis po raz tysieczny legitymacje studencka, co sklonilo mnie do refleksji nad tym, czego tak naprawde nauczyly mnie studia i kreta drozka dedukcyji udalo mi sie dojsc do nastepujacych wnioskow, otoz:
nie mam najmniejszego zamiaru wymieniac czego mnie te akademickie lata nie byly w stanie nauczyc.
moze wiec nadszedl na czas na zmiany, tylko cholera jakie?
otrzymalam dzis po raz tysieczny legitymacje studencka, co sklonilo mnie do refleksji nad tym, czego tak naprawde nauczyly mnie studia i kreta drozka dedukcyji udalo mi sie dojsc do nastepujacych wnioskow, otoz:
- - marudzenia na wysokim poziomie, czyli blogowania
- - nie mowienia mezczyznom o tym, ze studiuje (jesli dodam, ze filozofie i to po niemiecku uciekaja w poplochu)
- -wdzieczenia sie do przeroznej masci urzednikow i ludzi od ktorych poniekad w jakims tam stopniu zalezy moja egzystencja.
- - jazdy rowerem, czynnosc bedaca wynikiem gwaltu na wlasnych przekonaniach, gdyz tego nie cierpie. jednakze kobieta poruszajaca sie o wlasnych nogach w tak samochodokratycznym kraju jakim sa niemcy zdaje sie byc podejrzanym indywiduum (i co gorsza pewnie ma to jakies swe uzasadnienie;)
- - unikania zbednych porownan
- - swiadomosci, ze jesli nie wymieniam sie osiedlowymi plotkami, nie zawoze rozkapryszonych tlustych dzieciatek na lekcje gry na pianinie, nie dyskutuje o najnowszych rachunkach za prad jaki pobiera moja tysiecznokilomerokwadratowa posiadlosc, to
- rozplynieciem sie w depresji, tesknotach tudziez przybraniem pozycji outsiderki
- przywdzianiem egzystencjalnego looku i stylu bycia, czyli przesiadywaniem w kawiarniach w czarnym tajemniczym golfie i oparach lufkowocygaretkowego dymu (chociaz od czasu zakazu palenia w lokalach misja ta stala sie dosc impossible) oraz udawaniem, ze tworze jakies niemozebnie madre akrobacje intelektualne, ktore oczywiscie znajduja odzwierciedlenie w mym uwodzicielskim, pelnym glebii spojrzeniu. naturalnie spojrzeniu, na ktorego musniecie zasluguja jedynie ci mezczyzni, ktorzy potrafia odpowiedziec wlasnym w taki sposob, ze jego przenikniecie duszy i ciala nie odziera kobiety z poczucia godnosci. coz, zwazywszy jednak fakt, ze po skonczeniu 40-stki egzystencjalny look staje sie malo atrakcyjny (no chyba, ze ma sie u boku jakiegos sartre, to jest to niezbyt pociagajaca opcja).
- rozplywaniem sie we wspomnieniach o rozlicznych romansach i romansikach, na ktore teraz juz nie bardzo mnie stac, iz poniewaz niepraktycznym sposobem zaczelam szanowac sama siebie. jednakze nadal nie wiem na ile uda mi sie wtloczyc w spoleczne schematy damsko-meskie, czyli ulec cudownej przemianie w z trudem zdobywalna twierdze, ktora to nadaje sie na moralna i godna matke czyichs dzieci, na praktyczna inwestycje na kolejne 50 lat, oraz na utworzenie & zachowanie poczucia pragmatycznosci i stabilizacji (litosci!).
nie mam najmniejszego zamiaru wymieniac czego mnie te akademickie lata nie byly w stanie nauczyc.
moze wiec nadszedl na czas na zmiany, tylko cholera jakie?
Genialny tekst. I wydał mi się zabawnie bliski. Kojarzy mi się z książką "krótki kurs samoobrony intelektualnej" którą raz kiedyś przeczytałam i już nigdy pózniej nie zdołałam znaleść...
OdpowiedzUsuń