23.03.2009

apoteoza proznosci

tycjan

otrzymalam dzis po raz tysieczny legitymacje studencka, co sklonilo mnie do refleksji nad tym, czego tak naprawde nauczyly mnie studia i kreta drozka dedukcyji udalo mi sie dojsc do nastepujacych wnioskow, otoz:

  • - marudzenia na wysokim poziomie, czyli blogowania
  • - nie mowienia mezczyznom o tym, ze studiuje (jesli dodam, ze filozofie i to po niemiecku uciekaja w poplochu)
  • -wdzieczenia sie do przeroznej masci urzednikow i ludzi od ktorych poniekad w jakims tam stopniu zalezy moja egzystencja.
  • - jazdy rowerem, czynnosc bedaca wynikiem gwaltu na wlasnych przekonaniach, gdyz tego nie cierpie. jednakze kobieta poruszajaca sie o wlasnych nogach w tak samochodokratycznym kraju jakim sa niemcy zdaje sie byc podejrzanym indywiduum (i co gorsza pewnie ma to jakies swe uzasadnienie;)
  • - unikania zbednych porownan
  • - swiadomosci, ze jesli nie wymieniam sie osiedlowymi plotkami, nie zawoze rozkapryszonych tlustych dzieciatek na lekcje gry na pianinie, nie dyskutuje o najnowszych rachunkach za prad jaki pobiera moja tysiecznokilomerokwadratowa posiadlosc, to
grozi mi to

  • rozplynieciem sie w depresji, tesknotach tudziez przybraniem pozycji outsiderki
  • przywdzianiem egzystencjalnego looku i stylu bycia, czyli przesiadywaniem w kawiarniach w czarnym tajemniczym golfie i oparach lufkowocygaretkowego dymu (chociaz od czasu zakazu palenia w lokalach misja ta stala sie dosc impossible) oraz udawaniem, ze tworze jakies niemozebnie madre akrobacje intelektualne, ktore oczywiscie znajduja odzwierciedlenie w mym uwodzicielskim, pelnym glebii spojrzeniu. naturalnie spojrzeniu, na ktorego musniecie zasluguja jedynie ci mezczyzni, ktorzy potrafia odpowiedziec wlasnym w taki sposob, ze jego przenikniecie duszy i ciala nie odziera kobiety z poczucia godnosci. coz, zwazywszy jednak fakt, ze po skonczeniu 40-stki egzystencjalny look staje sie malo atrakcyjny (no chyba, ze ma sie u boku jakiegos sartre, to jest to niezbyt pociagajaca opcja).
  • rozplywaniem sie we wspomnieniach o rozlicznych romansach i romansikach, na ktore teraz juz nie bardzo mnie stac, iz poniewaz niepraktycznym sposobem zaczelam szanowac sama siebie. jednakze nadal nie wiem na ile uda mi sie wtloczyc w spoleczne schematy damsko-meskie, czyli ulec cudownej przemianie w z trudem zdobywalna twierdze, ktora to nadaje sie na moralna i godna matke czyichs dzieci, na praktyczna inwestycje na kolejne 50 lat, oraz na utworzenie & zachowanie poczucia pragmatycznosci i stabilizacji (litosci!).
i o nie!

nie mam najmniejszego zamiaru wymieniac czego mnie te akademickie lata nie byly w stanie nauczyc.

moze wiec nadszedl na czas na zmiany, tylko cholera jakie?

1 komentarz:

  1. Genialny tekst. I wydał mi się zabawnie bliski. Kojarzy mi się z książką "krótki kurs samoobrony intelektualnej" którą raz kiedyś przeczytałam i już nigdy pózniej nie zdołałam znaleść...

    OdpowiedzUsuń