upior z opery, rupert julian, 1925
najpierw bylismy na zakupach, w drogerii. po drodze zauwazylismy slimaka przyssanego do samochodu. a. stwierdzil, ze to piekna metafora naszych czasow, obrazujaca fakt, ze nawet slimak poddaje sie dobrowolnie presji predkosci i przyspieszania. s. dodal, ze on w sumie rowniez czuje sie wykorzystywany przez rozniste biedronki, ktore go obsiadaja podczas jazdy na rowerze. a. zapytal czy s. chociaz informuje owe o kolejnych przystankach i mozliwosciach przesiadek. s. dlugo rozmyslal nad odpowiedzia, w koncu wszyscy mielismy tego dnia prawo do slow thinking, bylismy cokolwiek skacowani. koniec koncow s. dodal wkurwiony patrzac sie na mnie: a. scheiße, no nie szuraj tak tymi butami, bo nie moge sie skupic nad odpowiedzia. odparlam: jasne, szuraj forest szuraj! a. podchwycil ochoczo: nie no jesli juz to szuraj for freedom, yeeeah!
mniej wiecej w takiej tonacji dotarlismy powoli do wzgorza matyldy. okolica zapierala dech, stare centrum art deco w niemczech, mnostwo pomnikow i niesamowita architektura uwienczona kolejkami do muzeum spragnionych wrazen amatorow sztuki a. stwierdzil,. ze wygladaja raczej na amatorow konsumpcji i ze pewnie stoja za 5kg sztuki mas(k)owej, polanej sosem z awangardy. a. zapalil trawke podczas gdy s. pilnie zabral sie do dziela. wyjal ze swej magicznej siaty z drogeryjnego dyskountera wielka pianke do golenia i rozpoczal dekoracje pominka. najpierw domalowal mu wasy. a la dali. wygladalo przepieknie. pozniej zaczal... ale nie, nie zaczal, jakis dziodek, najpewniej udzielajacy sie swego czasu aktywnie w hitlerjugend podbiegl co sil i zaczal wrzeszczec na s. ze to demolka. i w ogole i takie tam i ze zadzwoni zaraz po policje. s. dalej ze stoickim spokojem kontynuowal swoje dzielo. podczas gdy a. zapytal upierdliwca, czy ma chociaz z czego zadzwonic. nie mial. s. zmierzyl spokojnym spojrzeniem nieszczesnika, podajac mu wiec swoja komorke, deklamujac manifestacyjnie numer policji i nie przerywajac przy tym piankowania. pan emehyt z ulga przyjal propozycje. juz w kilka minut pozniej siedzielismy na zapleczu komisariatu, wsluchani w dobiegajacy nas z oddali glos s., wielkodusznie i malowniczo referujacego swoje piankowe uszkadzanie obiektow uzytecznosci publicznej. na koniec zawieziono nas na do domu s., na kosz podatnika oczywscie. i przeszukano jego pokoj (mieszkanie swoje s. dzieli z barczystym lysym wytatuowanym i wypiercingowanym osobnikiem, co oczywiscie spotegowalo fale podejrzen), zywiac przekonanie, ze s. od lat zajmuje sie piankowaniem pomnikow i oddaje sie innym temu podobnymi hobby. jakze wielkie bylo rozczarowanie....u Panow Polycyantow...
wszystko dlatego,ze z polskich artystow Mathildenhoehe zna tylko igora mitoraja (brrr). zaprawde, powiadam ci.
OdpowiedzUsuńoh, bigappelko, ale zarowno s. jak i a. sa niemcami, jesli myslisz w tym kierunku, a jesli nie to w ktorym? ;)
OdpowiedzUsuńi dziekuje za przypomnienie mi nazwiska mitoraja, w sumie owczesna wystawa zrobila na mnie wrazenie, chociaz dzis nie pamietam juz dlaczego.
a ty za nim nie przepadasz?
a widzisz! tak podejrzewalam,ze twoi przyjaciele pracuja nad zburzeniem jakze blednego wizerunku niemcow jako wyznawcow przestarzalego modelu Ordnung-Pflicht-Zauberkeit :)
OdpowiedzUsuńa za mitorajem zupelnie nie przepadam, nic nie poradze...
droga bigappelko, nie nie, to na odwrot oni wlasnie staraja sie uczynic wszystko by zachowac ten schemat, bez skutku ;)
OdpowiedzUsuńhehe, przez palenie zielska w miejscach publicznych i profanowanie pomnikow pianka do golenia? interesujaca koncepcja :)
OdpowiedzUsuńbyc moze dziadek walczyl o prawde historyczna-ow osobnik z posagu nigdy nie nosil wasow:)swoja droga mitorajowi przydaloby sie troche ozdobnikow z pianki czasem
OdpowiedzUsuń