chyba sie przetextualizowalam. zmeczona jestem mediami, znuzona ciagla analiza literek, do ktorej tresowana bylam od dziecka. chcialabym odpoczac, ale we wspolczesnie wykoncypowanym swiecie nie mam na to szans.
kazdy nastepny wpis jest jest niczym kolejna nic, wpleciona w tkanine mej wypolsterowanej kompromisami codziennosci. jezykiem, obrazem probuje opisac moja rzeczywistosc porownywalna do obrotowej sceny, nieustajacej w swym biegu, napedzanej chronologia zdarzen.
defilada faktow, emocji, przezyc, wyobrazen. dobrze wychowanych, grzecznie utrzymanych w granicach, ciagle pilnie baczac, aby nie dopuscic nikogo. pustka moralna, narcyzm, arogancja pseudointelektualizmu, niezdolnosc do glebszych uczuc? byc moze. konsekwencja wczesniejszych zdarzen lub cechy wrodzone, w zasadzie bez znaczenia. ale przynajmniej nie grozi mi morderstwo z milosnej namietnosci, drewniani ludzie, z przymarznietym na zawsze do twarzy usmiechem, sa obojetni.
nie definiowalam sie nigdy jako piekna, inteligentna, wrazliwa. to presja klasyfikowania mnie przez innych. tendencja do czarnobialego myslenia, kierujacego sie domena myslowa: albo...albo. i zwiazane z tym uczucie zlosci, rozczarowania, gdy pacynka przestaje miescic sie w wyraznie jej naznaczonych granicach, w ktorych tak naprawde nigdy nie istniala. wiec prosze, r., zanim kolejny raz donioslym glosem wydasz na mnie wyrok, wstrzymaj choc na chwile swe slowa. oceniasz tylko wycinek, fotografie, fragment, ujecie jakze subiektywne.
pomimo tylu rozmow, nie powiedzielismy sobie tak naprawde nic. fatalny hokus pokus. dialog pozostanie chyba juz na zawsze zapomnianym egzemplarzem, prochniejacym w suterenie inytstucji, w ktorej sie minelismy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz