documenta 12 kassel, 16.06-23.09 2007, the zoo story, peter friedl, 2007.
sobota, 11 sierpnia 2007 roku, paryskie centre pompidou. daniel richter ustawia 2 rozkladane krzesla i temeprujac olowek pozdrawia malarzy ulicznych siedzacych w poblizu.
tymi slowy rozpoczyna sie artykul, ktory 18 sierpnia ukazal sie w niemieckiej frankfurter allgemeine zeitung. opisuje on performance jednego z najslynniejszych wspolczesnych artystow, ktorego dziela na majowej aukcji w sothesby's wyceniono na niemalze milion dolarow. po tak oszalamiajacym sukcesie malarz postanowil przekonac sie o tym jaka wartosc w ulicznym kontekscie uzyskalaby jego sztuka i wspolnie z redakcja faz przeprowadzil eksperyment, portretujac zwyklych przechodniow. pod koniec dnia artyste stac bylo na lepszy obiad w jednej z pobliskiej restauracji, zarobil bowiem okolo 50 euro.
artykul napisany zabawnie i ciekawie, a sama performance do zludzenia przypomina zdarzenie, o ktorym swego czasu na zielowym blogu pisal kriek we wpisie zatytulowanym perly przed wieprze.
czyzby zatem odwieczny recycling idei? dlaczego nie, skoro juz sam shakespeare zaopatrywal sie u seneki? calkiem prawdopodobne zatem, ze podobnym argumentem posluzyli sie kuratorzy wystawy documenta 12 /ruth noack i roger martin buergel/, ktora niedawno odbyla sie w kassel. podobnie bowiem jak u bella i richtera postawili oni sobie za cel odejscie od skostnialych struktur i uprzedzen na rzecz zainicjowania ciekawego dialogu i przesuniecia, a zarazem ozywienia perspektywy. organizujac studniowa wystawe i angazujac 113 artystow organizatorzy nadali jej szczegolny charakter. zadne z wystawianych dziel nie uzyskalo szczegolnego statusu, zadne uprzywilejowanego miejsca, a nazwiska artystow bioracych udzial w wystawie okryte byly tajemnica do momentu jej otwarcia na tyle, na ile tylko jest to w ogole mozliwe w przemedializowanym wspolczesnym swiecie. i o ile koncepcje mozna uznac za ciekawa o tyle jej efekt byl dosc latwy do przewidzenia. pozbawienie hierarchii wywolalo dezorientacje i fale krytyki. rozgniewani niemoznoscia zrozumienia sztuki odbiorcy nie potrafili zareagowac inaczej, jak odrzuceniem czy tez mniej lub bardziej dyskretnym poszukiwaniem wsparcia. znajdowali je w katalogu wystawy, w publikacjach, audycjach i na blogach /ze nie wspomne juz o tlumach owieczek grzecznie truchtajacych za jeszcze bardziej przerazonymi przewodnikami muzealnymi/. tworzono nawet generatory, ktore po wpisaniu tytulu dziela produkowaly jak na zamowienie opis w jezyku beurgela. w ten sposob kazdy chociaz przez pare minut mogl poczuc sie ekspertem sztuki i poplawic w postmodernistycznym, pseudonaukowym belkocie.
a sam buergel? w artykule napisanym dla tygodnika der spiegel krytykuje zabia perspektywe krytykow sztuki i dziennikarzy opisujacych wystawe. twierdzi, iz jest ona efektem ignorancji, braku motywacji, doswiadczenia, a nawet ucieczka przed wystawowa rzeczywistoscia.
coz. nie mnie oceniac czy documenta miala na celu zadowolenie proznosci kuratorow, krytykow czy publicznosci. byc moze byla swietna wystawa, ja osobiscie zachwycona nie bylam i dlugo musialam sie zastanawiac nad tym, ktore dzielo naprawde zrobilo na mnie wrazenie. doszlam do wniosku, ze najciekawszym bylo dzielo ines doujak: siegesgärten, ukazujace ciemne machlojki wielkich koncernow. ogrody zwyciestwa to 17 metrow grzadki z opakowaniami po nasieniu i wydrukowanymi na nich informacjami. dzielo to obrazuje nasza bezsilnosc wobec tego jak bardzo jestesmy zdani na laske ogromnych koncernow i tego co racza dla nas wyprodukowac. w zasadzie napawajace obawa opisy bezwzglednej polityki firm i wykorzystywanie krajow 3 swiata pozbawione skrupulow nie powinny juz zaskakiwac. ale jednak przeraza mnie fakt, ze praktycznie nie mamy wplywu na to, czy niewinny blady pomidor na kanapce jest dzielem przytulnego ogrodka pani zosi z koziej wolki czy raczej produktem z probowki czarnoksieskich gentechnikow etc.
no coz. o ile na temat dziel mozna by pisac w nieskonczonosc, o tyle twarze ich odbiorcow mowia same za siebie. ;)
podsumowywujac wyznac musze, ze coraz bardziej sklonna jestem przyznac racje mojemu ulubionemu historykowi sztuki, ktory usilnie twierdzi, ze odkad duchamp przykleil mona lizie wasy, odtad nic przelomowego w sztuce juz sie nie wydarzylo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz