jestem oziebla plciowo lesbijka i mam interesujacego mezczyzne, z ktorym notabene jutro biore slub. takimi oto slowy przywitam kolejnym razem pania krysie, moja niesmiertelna swatke, ktora wyslala mnie onegdaj na kilka randkospotkan. podmalowalam wiec oko i zapakowawszy do torebki odrobine roztargnionej romantycznosci, zuzytej cokolwiek kokieterii oraz pare dyskretnych usmiechow, wyruszylam na podboj.
pan g., ktory wg pani krystyny mial byc mezczyzna dojrzalym z doswiadczeniem i ogromna, choc zakurzona juz cokolwiek charyzma, okazal sie 60 letnim sympatycznym staruszkiem. jego analityczna moc wypowiedzi i oceaniczna wrecz glebia zyciowego doswiadczenia porazily mnie na samym poczatku. pan g. mial juz za soba lata, w ktorych oplacanie ubezpieczenia na zycie nie mijaloby sie jeszcze z sensem, natomiast przed soba mase decyzji dotyczacych rozporzadzenia resztkami zyciowego kredytu. wbrew obawom nasza rozmowa przebiegla w sposob dowcipny i interesujacy, mimo, ze po kazdym kolejnym zdaniu, wypowiedzianym z ust szanowengo pana g. nastapil wykrzyknik, drukowany cokolwiek tlusta trzcionka. jednakze pelna tolerancji dla nadwatlonego juz nieco sluchu starszego jegomoscia, sluchalam z uwaga jego wywodow, raz po raz wyjmujac z torebki wygniecione usmiechy. pan g ponownie udowodnil mi, ze majac lat 60 mozna zyc pelnia zycia, prowadzic wysmienicie wlasna firme, co wiecej miec ochote na seks (i nie tylko) z 30-letnia kobieta. niestety, mimo mej calej sympatii dla pana g. nie potrafilam wyobrazic sobie spedzenia reszty zycia u jego boku, poniewaz uwazam, ze na podjecie wiekopomnej decyzji, w ktorej to rezydencji dla seniorow chcialabym w przyszlosci zyc, jest jeszcze duzo za wczesnie. koniec koncow lokal opuscilam z przekonaniem, iz dom dla starcow niekoniecznie jest godnym do osiagniecia zyciowym celem, a smierc sama w sobie jedynie bezbolesnym dowcipem, wymyslonym przez podstepnych scenarzystow hollywood.
z k. umowilam sie po kilku smalltalkowych rozmowach na telefon. tak, jest znajomym pani krysi, tak zabawne to wszystko bardzo, ale coz nam szkodzi umowic sie na jedna jedyna kolacje. ok, pomyslalam sobie, lodowka pusta, dobrze sie zatem sklada ;) siedzac juz w lokalu na przeciwko k. podziwialam wyjatkowo niesmaczny wystroj drogiego wnetrza. sciany oblepione dziwnymi serduszkami, podswietlone zimnym, neonowym blaskiem. pomiedzy jedna lyzka szparagowej zupy a druga dowiedzialam sie, ze k. studiowal tam i tam, praktyki swe odbyl tu i tu, a wszystko ukoronowal zakupem drogiego garnituru i znlezieniem pracy w bardzo dobrym biurze radcy finansow. hm. radca finansowy moglby byc nawet niezlym towarzyszem niedoli, zwazywszy, ze cala moja pensje zostawiam w ofierze drogeryjnej boginii, jednakze dalszy tok rozmowy nie potoczyl sie zbyt interesujaco. zostalam bowiem precyzyjnie poinformowana o smierci jego dalekiej kuzynki, ktora udlawila sie koscia od kurczaka. nieomieszkal rowniez uraczyc mnie bardzo dyskretnymi, pachnacymi obscenicznoscia szczegolami na temat oralnego stosunku z swoja ex. nim doszlismy do deseru radca k. zaczal cytowac mi wersy swego ulubionego filmu american psycho, co niestety wywolalo we mnie uczucie paniki i doprowadzilo do stanu, w ktorym zaczelam powoli rozgladac sie za wyjsciem ewakuacyjnym. zegnajac sie nader formalnie i chlodno przyrzeklam sobie kolejna randke nagrac na dyktafon.
nastepne randkospotkanie jednak bylo na tyle perfekcyjne, ze graniczylo wrecz z podjerzanie nieziemska idylla. elegancki, pewny siebie, pelen dowcipu oraz inteligencji j. byl dobrze zapowiadajacym sie prawnikiem. w jego wygladzie wszystko bylo idealnie dopracowane, zreszta nawet niedopracowane detale sprawialy wrazenie mistrzowsko wykonczonych. jego intrygujace spojrzenie i serdeczny, naturalny? usmiech za 2000 euro, dopelnialy bezlitosnie nienaganny obraz na tyle, ze nawet jego oczywisty egocentryzm, graniczacy z bezwzglednoscia, zdawal sie tonac w nieodgadnionej magii. niestety, nie czulam sie dobrze w jego towarzystwie. spedzilam caly wieczor na probie odczytywania jego prawdziwych emocji, ktore tak doskonale opanowywal. zrozumialam, ze musialabym przezyc z nim conajmniej kilka lat, aby dotrzec choc na moment do jego wnetrza, aby sprowokowac go do najmniejszej utraty kontroli nad soba, do wypadniecia z wystudiowanej latami roli. w tym scenariuszu nie bylo dla mnie miejsca.
niniejszym stracilam takze ochote na kolejny casting ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz