19.02.2009

lady writing a letter with her maid, jan vermeer, ok. 1670/1672.

zdziwisz sie zapewne, ze pisze do ciebie, a nie zaszedlem po prostu, jak to sie czesto zdarza, do twojej pracowni przed zapadnieciem zmroku. mysle jednak, ze nie mam odwagi, nie potrafie powiedziec tobie w oczy tego, co za chwile przeczytasz. wolalbym nie pisac tego listu. wahalem sie dlugo, bo naprawde nie chcialbym narazac naszej dlugiej przyjazni na szwank. w koncu zdecydowalem sie. sa przeciez sprawy wazniejsze od tego, co nas laczy, wazniejsze od leeuwenhoeka, wazniejsze od vermeera. przed kilkoma dniami pokazales mi przez swoj nowy mikroskop krople wody. myslalem zawsze, ze jest czysta jak szklo, a tymczasem klebia sie w niej dziwne stwory jak w przezroczystym piekle boscha. w czasie tej demonstracji sledziles badawczo i, jak mi sie zdaje, z zadowoleniem moja konsternacje. bylo miedzy nami milczenie. a potem powiedziales bardzo wolno i dobitnie: taka jest woda, moj drogi, taka, a nie inna.

pojalem, co chciales przez to wyrazic: ze my, artysci, utrwalamy pozory, zycie cieni, klamliwa powierzchnie swiata, a nie mamy odwagi ani zdolnosci dotrzec do istoty rzeczy. jestesmy, by tak rzec, rzemieslnikami pracujacymi w materii zludy, gdy ty i tobie podobni - jestescie mistrzami prawdy. jak wiesz, moj ojciec mial przy placu targowym gospode mechelen. przychodzil tam czesto taki stary marynarz, przemierzyl caly swiat od brazylii i od madagaskaru po ocean polnocny - pamietam go dobrze - byl zawsze tego podchmielony, ale znakomicie opowiadal i wszyscy chetnie go sluchali. byl atrakcja zakladu niczym wielki kolorowy obraz lub egzotyczny zwierz. jedna z jego ulubionych powiesci byla historia o chinskim cesarzu szy huang-ti.

otoz, ow cesarz kazal otoczyc panstwo grubym murem, aby odgrodzic sie od tego co inne, i spalil wszystkie ksiegi, aby nie sluchac napominajacego glosu przeszlosci. pod kara smierci zabronil uprawniania wszelkich sztuk. (ich calkowita bezuzytecznosc ujawnila sie sie z cala jaskrawoscia w obliczu tak waznych zadan panstwowych, jak budowanie twierdzy lub scinanie glow buntownikow). tedy poeci, malarze i muzycy ukrywali sie w gorach i zagubionych klasztorach; wiedli zycie banitow tropionych przez sfore donosicieli. na placach plonely stosy obrazow, wachlarzy, posagow, wzorzystych tkanin, przedmiotow zbytku lub takich, ktore mozna bylo uznac za ladne. dzieci, kobiety, mezczyzni chodzili w jednakowych strojach w kolorze popiolu. cesarz wydal nawet wojne kwiatom; ich pola kazal zasypac kamieniami. specjalny dekret stanowil, ze o zachodzie slonca wszyscy maja przebywac w domach, szczelnie zaslaniac okna czarnymi zaslonami, bowiem - sam wiesz - jakie szalencze obrazy potrafi malowac wiatr, obloki i swiatlo zachodu.

cesarz cenil tylko wiedze i uczonych obsypywal zaszczytami i zlotem. astronomowie przynosili mu co dzien wiadomosci o odkryciu prawdziwej lub urojonej gwiazdy, ktorej sluzalczo nadawano imie cesarza, tak, ze wkrotce caly niebosklon roil sie od swietlistych punkcikow szy huang-ti I, szy huang-ti II, szy huang-ti III i tak dalej. matematycy trudzili sie nad wynajdywaniem nowych systemow liczbowych, skomplikowanych rownan, niewyobrazalnych figur geometrycznych, wiedzac dobrze, ze ich prace sa jalowe i nikomu nie przynosza pozytku. przyrodnicy obiecywali, ze wyhoduja drzewo, ktorego korona tkwi w ziemi, a korzenie siegaja nieba, a takze ziarno pszenicy wielkie jak piesc.

na koniec cesarz zapragnal niesmiertelnosci. lekarze dokonywali okrutnych doswiadczen na ludziach i zwierzetach, aby zdobyc tajemnice wiecznego serca, wiecznej watroby, wiecznych pluc. ow cesarz, jak sie czesto zdarza ludziom czynu, pragnal odmienic oblicze nieba i ziemi, aby imie jego na zawsze zapisalo sie w pamieci przyszlych pokolen. nie rozumial, ze zycie zwyklego wiesniaka, szewca, czy handlarzy warzyw jest znacznie bardziej godne szacunku i podziwu - on sam natomiast staje sie bezkrwista litera, symbolem posrod wielu monotonnie powtarzajacych sie symboli szalenstwa i gwaltu. jak na tyle zbrodni, jak na tyle spustoszen, jakie czynil w umyslach i duszach ludzkich, smierc mial okrutnie banalna. udlawil sie gronem winnej latorosli. aby sprzatnac go z powierzchni ziemi, natura nie wysilila sie ani na orkan, ani na potop.

zapytasz pewne, po co to wszystko opowiadam i jaki zwiazek ma ta historia o dalekim i obcym wladcy z twoja kropla wody. odpowiem tobie na pewno niezbyt jasno i skladnie, w nadziei, ze zrozumiesz slowa czlowieka, ktory pelen jest zlych przeczuc i niepokoju. otoz obawiam sie, ze ty i tobie podobni wyruszacie na niebezpieczna wyprawe, ktora przyniesc moze ludzkosci nie tylko korzysci, ale takze wielkie, nie dajace sie naprawic szkody. czy nie zauwazyles, ze im bardziej srodki, narzedzia obserwcji doskonala sie, tym bardziej cele staja sie odlegle i nieuchwytne. z kazdym nowym odkryciem otwiera sie nowa otchlan. jestesmy coraz bardziej samotni w tajemniczej pustce wszechswiata.

wiem, ze pragniecie wyprowadzic ludzi z labiryntu zabobonu i przypadku, ze chcecie im dac wiedze pewna i jasna, jedyna - waszym zdaniem - obrone przed lekiem i niepokojem. ale czy przyniesie ona istotna ulge, jesli zastapimy slowo opatrznosc slowem koniecznosc.

zarzucisz mi zapewne, ze nasza sztuka nie rozwiazuje zadnej zagadki przyrody. naszym zadaniem nie jest rozwiazywanie zagadek, ale uswiadomienie ich sobie, pochylenie glowy przed nimi, a takze przygotowanie oczu na nieustajacy zachwyt i zdziwienie. jesli jednak koniecznie zalezy tobie na wynalazkach, to powiem, ze jestem dumny z tego, iz udalo mi sie zestawic pewien szczegolnie intensywny rodzaj kobaltu ze swietlista, cytrynowa zolcia, jak rowniez zanotowac refleks poludniowego swiatla, ktore pada przez grube szklo na szara sciane.

narzedzia jakimi poslugujemy sie, sa istotnie prymitywne - kij z przytwierdzona na koncu kepka szczeciny, prostokatna deska, pigmenty, oleje - i nie zmienily sie one od stuleci, podobnie jak cialo i natura ludzka. jesli dobrze rozumiem moje zadanie, polega ono na godzeniu czlowieka z otaczajaca rzeczywistoscia, dlatego ja i moi cechowi bracia powtarzamy nieskonczona ilosc razy niebo i obloki, portrety miast i ludzi - caly ten kramarski kosmos, bo w nim tylko czujemy sie bezpieczni i szczesliwi.

nasze drogi rozchodza sie. wiem, ze nie zdolam ciebie przekonac i ze nie zarzucisz szlifowania soczewek ani wznoszenia swojej wiezy babel. pozwol jednak, ze i my bedziemy uprawiali nasz archaiczny proceder, ze bedziemy mowili swiatu slowa pojednania, mowili o radosci z odnalezionej harmonii, o wiecznym pragnieniu odwzajemnionej milosci.

list johannesa vermeera do antoniego van leeuwenhoeka, z. herbert: martwa natura z wedzidlem. wyd. dolnoslaskie, wroclaw 1993.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz