19.02.2009

portrait of louis XIV, rigaud hyacinthe, 1701.

l. z uwaga przygladal sie b., lapczywie pozerajac ja wzrokiem. b. odpierala jego natarczywosc znudzonym spojrzeniem , traktujac l. jako kolejna ofiare swego femmefatalizmu. ich uwodzicielska gra trwala juz dobrych kilka minut, wzbudzajac u wiekszosci studentek znajdujacych sie w sali najzwyklejsza zazdrosc. zazdrosc spowodowana faktem, iz to wlasnie b. wygra z nimi w szalenczym biegu o laske, wplyw, pozycje i wladze, skupiajac na sobie uwage l. oraz zaskarbiajac wymarzone namietnosci. w swym uniesieniu zdawaly sie zapominac, ze zazdrosc byla tylko jednym drobnym kleksem posrod wielu innych, znajdujacych sie w ogromnej palecie emocji, jakie byl w stanie wywolac l.

gdy dobrych kilka lat temu pojawilam sie w instytucie, swiat ten zdawal sie byc czarnobialym, zepchnietym na skraj uniwersyteckiej egzystencji miejscem, wypelnionym zapachem starych ksiag i poczuciem odwiecznej, nieznosnej rutyny. profesorowie zyli na przyjacielskej stopie ze studentami, tworzac jedna wielka liberalna wspolnote. z gazeta pod ramieniem, ubrani w tweedowe marynarki, wyblakle sztruksy, w okularach i z lekka lysina nie tworzyli zagrozenia dla mlodych studentek. ich przyjacielska, ojcowska aura zapraszala bardziej do partnerskich dyskusji niz do namietnego flirtu, totez zajecia odbywaly sie w sposob luzny i antyautorytarny. ogolnie mialo sie wrazenie, ze panuje atmosfera dzieci kwiatow ogluszonych oparami marihuany, a konflikty naleza do pojec istniejacych tylko w slowniku wyrazow obcych, jako ze ewentualne obiekty pozadania nie istnialy.

i nagle w ten zmurszaly, matowy i pozbawiony wyrazu swiat wkroczyl l., radykalnie zmieniajac jego dotychczasowa konstrukcje, ratujac ja przed mialkoscia, zgnusnieniem, nadajac jej kontur i przydajac blasku.

mlody i zakochany w sobie do granic wytrzymalosci profesor literatury, powszechnie uznany znawca klasyki niemieckiej, swe pojawienie sie na deskach teatru uniwersyteckiego postanowil rozpoczac ogromnym festynem. pompatyczna uczta, dzieki ktorej zwrocil na siebie uwage i zyskal sobie przychylnosc licznych gosci, wsrod ktorych znajdowali sie zarowno przedstawiciele polityki, mediow jak rowniez elity akademickiej. przyjecie mialo miejsce na uniwersyteckim campusie i bylo oszalamiajace. zadziwialo kulinarnymi konstrukcjami, podkreslonymi dyskretnymi tonami jazzowej muzyki oraz pysznymi dekoracjami. wszystko to sprawialo, ze uczestnicy predko zapominali o swych codziennych troskach i niesnaskach. rozbawieni i pelni uznania dla gospodarza, zartowali pokatnie, ze na przyjeciu brak jeszcze tylko zrodla tryskajacego winem i dziedzinca cukrem wysypanego, imitujacego snieg, jak mialo to miejsce onegdaj za czasow krola polskiego, augusta III.

l. z wlasciwym sobie wyrachowaniem i strategiczna natura zabawial gosci. poczestowal ich swa platonska, napuszona retoryka, tak jak gdyby nie byl pewien tresci przekazywanych w swej powitalnej przemowie, jak gdyby mimo wszystko miotaly nim liczne sprzecznosci. laskawie pozostawil tym samym mnostwo miejsca dla przeroznych domyslow i potwierdzil regule, ze nic w zyciu nie da sie sprowadzic do prostych rownan.

przebrnawszy jednakze przez mowe powitalna wmieszal sie tlum, bedac rownoczesnie aktorem i rezyserem w jednej osobie, doskonalym obserwatorem i uczestnikiem zarazem. pozyskiwal sympatie i zaufanie, raczac gosci blyskotliwa anegdota, deszczem point, interesujaca dyskusja tudziez mimowolnym smalltalkiem.

ow festyn stal sie zapowiedzia czasow, jakie oczekiwaly instytut za jego panowania.

l. dotrzymal obietnicy, lecz bylo to byc moze mozliwe wylacznie dzieki korzystnej mu aurze. wowczas nikt nie liczyl jeszcze ziarenek kawy i nikt nie pytal o to, czy wydawane przez l. ogromne sumy pochodzily z kasy podatnikow, powaznych ludzi, zarabiajacych je zmudna praca. wdzieczni krolowi za ozywienie i dynamike, poddani podazali za nim krok w krok, sluzac mu wiernie.

dlatego tez nigdy wczesniej i nigdy potem instytut nie rozkwitl tak bardzo. licznym wycieczkom, sympozjom, festynom nie bylo konca.

oraz licznym dramatom, kobiecym oczywiscie.

l. otaczal sie bowiem wylacznie kobietami. lalkami, ktore gial i formowal wedle swoich potrzeb, a ktore mimo wszystko potrafily zachowac pewien stopien wewnetrznego zycia. kobietami zdawaloby sie wyemancypowanymi, pieknymi i nadprzecietnie inteligentnymi, majacymi przed soba teoretycznie rzecz biorac kariere w tv, branzy reklamowej, pisarstwie. l. bezlitosnie manipulowal nimi na miare swych potrzeb, a one znajdujac sie w kregu jego fascynacji, tkwily w nim jak zaklete coraz silniej miedzy soba konkurujac. czynily dla niego wszystko, pracujac dlan bez konca i kochajac do utraty zmyslow, ofiarowujac sie do granic szalenstwa, a czasem wychodzac daleko poza nie. niektore z nich w pore zdolaly sie wycofac, lub znalezc inny sposob na uwolnienie sie. dla innych bylo juz za pozno. dojrzaly do terapii, spedzajac w klinice najlepszy okres swego zycia, systematycznie odsylajac kwiaty oraz wizyty, jakie hojnie ofiarowal im l.

niekonczace sie zwolnienia oraz niesnaski spowodowaly, ze atmosfera w instytucie zgestniala. festyny przestaly bawic. wycieczki studenckie i sympozja stawaly sie coraz to rzadszym fenomenem. az wreszcie nagle, powazne zachorowanie corki l. przepelnilo czare. skrupulatnie zaplanowana inscenizacja okazala sie byc krucha niczym dunskie ciasteczka. bogowie odwrocili swe oblicze znudzeni widokiem pustej sceny a nienaganny image gladkiego superhero ustapil powoli zlozonemu psychologicznemu wizerunkowi. krol zaczal dostrzegac, ze jego wladza skostniala, stajac sie oderwana od rzeczywistosci kolejna glowa z gipsu, slaba na tyle, ze nawet mierny przeciwnik potrafilby sie z nia zmierzyc. i stalo sie. przyszli nowi, silniejsi, mniej spektakularni, bez wiekszego rozglosu przejeli wladze, spychajac krola na skraj rozpaczy i instytutu.

metamorfoza i dopasowywanie sie byly dla l. pojeciem obcym. zbyt silna mial ku temu nature. pozostalo mu wiec oddalic sie, tak , jak uczynili to juz liczni dworzanie prze nim, zmuszeni do tego jego bezlitosna polityka. lords & ladies upadali niczym kregle. ale shakespearowskie wymiary sa tu raczej nie na miejscu. w tym teatrze odejscia pozbawione bylyo patosu, a ucieczce w samotnosc nie towarzyszyly fanfary ani blask festynow. nowe pojecie samotnosci, nie majace wiele wspolnego z nieumiejetnoscia nawiazywania kontaktow socjalnych, lecz wynikajace raczej z checi odejscia. odwrot pozbawiony nadziei na powrot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz