19.02.2009

parlourmaid and under-parlourmaid ready to serve dinner, bill brandt, 1933.

nie potrafie na razie pisac, tak jak bym tego sobie zyczyla. nie umiem, poniewaz nie moge sobie na razie pozwolic na luxus stworzenia textu koherentnego. na stworzenie czegos zrozumialego, wywazonego w perspektywie, stopniach konstrukcji a zarazem lekkiego i bliskiego.

textu pozwalajacego zawrzec mi pakt z czytelnikiem. malej ekonomii, polegajacej na wymianie mysli, na wierze w slowo przeczytane, na otwarciu sie na skonstruowana przeze mnie iluzje, czy tez na chwiliowym przystanieciu przed obrazem tutaj eksponowanym i ewokowaniu wyobrazonego swiata.

blog jest dla mnie w pewien sposob przedluzeniem rzeczywistosci. projekcja, przestrzenia w ktorej iluzja i tzw. prawdziwe fakty zyja ze soba w symbiozie, nie przeczac zasadom tego miejsca. tutaj bawie sie moja tozsamoscia, ktora byc moze czasem nabywa charakteru falszerza. ale ta druga czesc rzeczywistosci jest na razie zbyt trudna i malo mi przyjazna.

obecnie trudno mi uwierzyc w to, ze bedzie mnie stac na ukonczenie studiow. tym bardziej, ze nikt nie zna mej sytuacji na tyle, iz moglabym mu uwierzyc, gdyby skierowal on w ma strone slowa pocieszenia: nie martw sie, dasz sobie rade. czasami brak mi tego bardzo.

tak, oczywiscie, zdaje sobie doskonale sprawe z faktu, iz powinnam zrobic wszystko, aby studia zakonczyc. bo jesli tego nie zrobie, to czeka mnie rodzinna inkwizycja na bozenarodzenie, wazaca lekka dlonia me czyny. i nie, nie przejmuje sie tym na tyle, aby moglo mnie to naprawde zmartwic. gorzej, gdy uswiadomie sobie, ze i ja kiedys zechce zasiasc w takiej instytucji i zaczne oceniac zycie mych dzieci na podstawie wlasnych nieskonczonych projektow zyciowych. ze byc moze probowala bede za pomoca moich dzieci zrekompensowac swoja przeszlosc. a wszystko to tylko dlatego, poniewaz nie bede w stanie wybaczyc sobie, ze bylam kiedys zbyt slaba, aby utrzymac sie i nie spasc o kilka klas w dol, pieprzac w ten sposob dokumentnie caly mozolnie konstruowany habitus i skazujac sie na egzystencje bedaca zdecydowanie ponizej mych mozliwosci.

tkwie zatem zawieszona pomiedzy biurkiem a szukaniem srodkow finansowych do zycia, pomiedzy tworzeniem textu a jego odbiorem. i nie stac mnie na nic wiecej jak tylko na podawanie tutaj surowych, ciezkostrawnych kawalkow lub rzeczy powtarzanych, zaslyszanych i przezutych juz tysiackrotnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz