19.02.2009

bigapple

haute couture autumn/winter, christian dior, 2004/05.

dearest bigapple,

dlugo zastanawialam sie nad twoim czerwonosukienkowym komentarzem zamieszczonym tutaj. i doszlam do nastepujacych wnioskow, otoz:

czasy, kiedy to wysiadalam z tlustego mercedesa teatralnie potrzasajac przy tym wlosami i zakladajac sloneczne okulary od gucciego, minely raczej bezpowrotnie :) obecnie wysiadam z nieobecnym prawie usmiechem na ustach z tramwaju, w ktorym nigdy nie moge oprzec sie wrazeniu, ze bakterie tam urzedujace skocza na mnie hurmem i pozra zywcem, a chwiejna konstrukcja okularow za 10 erykow nie zdola mnie uchronic przed jakimkolwiek atakiem. no moze za wyjatkiem tego codziennej banalnosci, wlazacej bezpardonowo w kazdy zakamarek.

a zatem z gucci-girl nie pozostalo wiele. okulary srzedalam kupujac za nie sliczne prastare wydanie balzakowskiej prozy oraz flache absynthu na pocieszenie. obecnie preferuje sportowe odzienie, sportowe buty, jakies dzinsy, zakiety aksamitne/sztruksowe i szale/apaszki owijajace mnie kilometrami. to wszystko uwienczone take-outs-ami, na ktore wydalam majatek i ktore mnie zrujnowaly, chyba. so what. nic tak nie smakuje jak kawa dopijana zachlannie w pospiechu przed drzwiami biura, uosobienie ostatniej kropli zmyslowosci przed rozpoczynajaca sie asceza ;)

bo tak naprawde na luxus sukni - odzienia, ktore przez ostatnich 20 lat bylo dla projektantow mody kompletnym tabu - pozwolic moge sobie bardzo rzadko. stala sie ona dla mnie symbolem statusu, czy tez wyrazem kobiecej dojrzalosci, zeby nie powiedziec wrecz buntu spolecznego. zyje bowiem w kraju, w ktorym podkreslanie kobiecosci bardzo szybko uznane moze zostac za uncool i malo trendy, albo po prostu za cos smiesznie konserwatywnego. suknia kojarzona jest raczej z otyla ciocia jadzia za urodzinowym stolem, ze staroscia, pachnie formalina. wiec jesli nawet ktos odwazy sie ja zalozyc, to musi byc to bardzo drogi kawalek dobrego materialu zalozony na odpowiednia okazje tudziez jakas tania szmatka z h & m, polaczona z plastikowymi perlami i skarpetkami do wyjatkowo niegustownych highheels. taka zlamana estetyka, majaca swiadczyc o nonszalancji. czesto jednak takie mieszanie konczy sie po prostu zwykla katastrofa a obiekt tego experymentu przyprawia mnie o torsje :)

tak wiec z uwagi na powyzsze pozostac wole w bezpiecznych lagodnych liniach, jasnej, precyzyjnej strukturze wygladu, wygodnych klasycznych kompozycjach, zdajac sobie naturalnie sprawe z tego, ze miara kobiecosci nie jest ilosc motylkow wpietych we wlosach, a zmyslowosc sama w sobie tak naprawde odbywa sie w glownej mierze w naszym umysle.

i tylko czasem, wieczorowo, pozwalam sobie na te odrobine szalenstwa, skladajac hold memu przeblyskowi milosci do luxusu: gorsety, olowkowe spodniczki, szpilki do nieba, piora w kolorze fuksji czy tez sztuczne rzesy. i wtedy bawie sie ta rola spoleczna, polaczeniem mego pochodzenia, mojej estetyki z kilkoma groszami w sakiewce. wowczas odpieranie nawalu spojrzen przyklejonych przez caly wieczor, jest dla mnie czyms wyjatkowym i przyjemnym. oczywiscie zdaje sobie sprawe z tego, ze sa one efektem calosci obrazu oraz tego, ze jestem wysoka blondynka, co sprawia, ze automatycznie przyciagam wzrok. /bo do bialoglowy przecudnej urody mi daleko :) / ale wiem doskonale, ze nie potrafialbym napawac sie tak bardzo ta chwila, gdybym nie miala przed soba perspektywy kolejnego dnia spedzonego w wygodnym obuwiu i jakze anonimowej, idealnej czerni. dnia wolnego od nerwowej ostentacyjnosci nowobogackiej warstwy kapiacej tanim luxusem, wolnego od udowadniania, ze stac mnie na oryginalnosc, trafne dokonywanie wyboru, bezkompromisowosc, indywidualnosc i inne czynniki, definujace dzisiejsza "sile".

love

a. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz