dzis nie bedzie igrzysk i chleba. nie bedzie tez moralu na koncu bajki o ksieciu i zdobytej ksiezniczce. nie bedzie dylematow rodem z greckiej tragdeii, ktore moglyby zostac podjete. publicznosc oczekujaca kuglarzy i wesolych versow, ktorymi moglaby byc z(a)bawiona, zostanie rozczarowana, nie bedzie tez bogatej intelektualnie pointy, dobitnie zaznaczajcej koniec wypowiedzi. a moze, wbrew wszystkiemu, bedzie to mozna znalezc? moze, mimo wszystko, znajduje sie to czego sie szuka, jesli sie bardzo chce? lub moze przekonanie, ze sie juz znalazlo wystarcza i przestaje sie szukac tego, czego sie naprawde szuka?
siedze na lozku, moje dlonie oplataja kieliszek wypelniony winem. probuje uzurpowac sobie prawo do zamyslenia, do marzen i do roszczenia sobie tego, co jako ostatnie lezy jeszcze na dnie pandorowej puszki. nadal i niezmiennie.
tak pilnie budujemy caly czas mur, aby tylko nikt nie dotknal nas zbyt gleboko, wiedzac, ze to bardzo naiwne i ze ten mur nie ochroni tak naprawde.
boje sie takich rozmow. pieknych ale niosacych ze soba mozliwosc zranienia. rozmow bardzo istotnych, a jednak o ile lzej zyje sie bez nich? o ile latwiej stapac po znajomych sciezkach? jak trudno udac sie w nieznane. ilu ludzi tchorzy przed ta mozliwoscia, choc wiedza, ze to byc moze po raz pierwszy i ostatni w zyciu przechodza obok tej furtki. wola wybrac droge prosta i pewna, choc monotonna i tak naprawde prowadzaca donikad. kazdy jest inkwizytorem samego siebie. wobec siebie jestesmy najbardziej radykalni, nie potrafiac wybaczyc sobie, ze postapilismy tak a nie inaczej. bo najgorsze wyobrazeniem wowczas jest nie to, ze istniala mozliwosc urzeczywistnienia tych rzeczy, tylko to, ze ta mozliwosc juz nie istnieje, a my przygladalismy sie bezczynnie jej odejsciu.
chyba za duzo wina...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz