19.02.2009

goldfish glass, herbert list, 1937.

swiete oburzenie zapanowalo w instytucie, poniewaz everybodysdarling vel j., bez pytania o zgode zaszla w ciaze. fakt ten wywolal lawine plotek i niedomowien wsrod wszystkich przedstawicieli tejze chwalebnej instytucji, poczynajac od profesorskiego grona na bibliotekarce konczac. j. natrafila na niezrozumienie i zlosc. bo przeciez jak to? tak sobie ot? w trakcie pisania magistra? a co z kariera naukowa? i kto jest ojcem, bo chyba nie ten 10 lat mlodszy od niej wloch, ktory jest jeszcze niedojrzalym dzieckiem, pozbawionym zawodu?

j. stala jak zwykle skromnie i asertywnie. tak, onze to i tak ona czuje sie wysmienicie i jest szczesliwa, po czym napiecie odwrocila sie i poszla pozostawiajac za soba niewygodna konsternacje.

j. zawsze profesjonalnie podchodzila do studiow i nigdy nie definiowala sie przez swoja kobiecosc. ubrana alternatywnie lub sportowo. czasem przez pomylke zdarzalo jej sie wlozyc odmienna pare butow. z pogarda wyrazala sie o studentkach noszacych mini i majacych silny makeup: one chca sie przypodobac - mowila, wydymajac wzgradliwie usta.

ucieszylam sie bardzo na te "ciazowa" nowine. wreszcie j. bedzie miala doskonaly, mocny argument przeciw wykorzystujacemu ja do krwi profkowi. z pewnoscia zyska tez nowa szanse na wyjscie z depresji. i nawet jesli stanie sie samotnie wychowujaca matka - z ktorego to faktu ona rowniez zdaje sobie doskonale sprawe - to zyje w kraju, w ktorym zostanie otoczona dobra opieka, zarowno przez panstwo jak i przez wlasna rodzine. tak naprawde j. nie miala nigdy zamiaru zyc wg wypolsterowanych mieszczanskich schematow. jej osobowosc nie przystawala tez do tradycyjnych wyobrazen o roli kobiety, jakie posiadaja oburzeni czlonkowie instytutu.

cieszac sie jej szczesciem dostrzeglam nagle, ze moje skrzetnie zaplanowane i wypelnione po brzegi zycie jest niczym wiecej jak tylko logistycznym mechanizmem. funkcjonujacym raz lepiej, raz gorzej. i mimo faktu, ze dzieje sie w nim tak wiele, to naprawde nie wydarza sie nic. postanowilam zatem to zmienic i powrocic do zycia. umowilam sie w piatek w pijanym amoku z kilkoma facetami, rozdajac moj numer telefonu na prawo i lewo. ;) oczywiscie nie pokladam w te spotkania, czyli pojscia na tzw. kawe zadnych wielkich nadziei. niemniej jednak sa one dla mnie dumnym dowodem na to, ze przestalam wreszcie uciekac od tego wielkiego, zlego swiata, istniejacego sobie gdzies tam, w oddali, na zewnatrz. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz