wykastrowalam drzewo, pozbawiajac go paru galazek lipy i teraz caly pokoj przepelniony jest ich aromatem. galzki lipy nie dorownuja estetyce galzek na wpol kwitnacego kasztanowca, ktorego paczki tryskaja niesamoitym erotyzmem. kiedy zaczynaja sie otwierac-wtedy jest to wowczas najciekwaszy moment-czynia to bardzo harmonijnie, w sposob nieskomplikowany, prosty, ukazujac przy tym nieskazitelna biel i delikatny roz. jednak czesto jest tak, ze purystyczne, eleganckie formy emanuja zimnem.
uroda lipy jest jej zapach, cieplo, ale w rzeczywistosci kazde z tych drzew posiada swoj wlasny urok. oczywiscie cool designerzy wybraliby do dekoracji rozkwitajace galazki kasztanowca.
boje sie otwierac jakiekolwiek strony glowne w internecie, boje sie wlaczac tv, zreszta czynie to niezmiernie rzadko, obawiam sie spojrzec na pierwsze strony gazet. to permanentne bombardowanie informacja jest czasami nie do zniesienia. tym bardziej, ze informacje te sa w sumie homogenizowana papka, ktora jest nam zgrzebnie podawana i nie mamy w sumie na nia duzego wplywu. oczywiscie, istnieje mozliwosc polaryzacji, mozna spacerowac pooczynajac od stron newyorktimesa i konczac np. na faz. oczywiscie mozna porownywac stanowiska stwierdzajac np., ze nastwaienie do wojny w iraku w tych obu krajach od poczatku wojny bylo diametralnie inne. w niemczech przeciwnicy wojny dominowali wszystkie srodki masowego przekazu etc., pozostawiajac zwolennikom niewiele miejsca. w usa odwrotnie. ale tak naprawde, ilu z nas ma czas przegladac prase i porownywac te wszystkie info? ilu ma w ogole swiadomosc tego, ze to co jest nam podawane, w ogromnym stopniu uleglo juz modyfikacji i zostalo grzecznie przyciete do potrzeb odbiorcy? jesli wiec nawet zdecydujemy sie na ten luxus i dekadencko poddamy sie godzinnemu sleczeniu nad relacjami, informacjami itd., porownamy w koncu, aby znalezc konkluzje, to? stwierdzimy, ze moze doszlismy do jakiegos ergo, a moze i jest ono w rzeczywistosci takze papka? a moze zaszlismy o przecznice za daleko i zagubilismy sie kompletnie? ;))
dzis stchorzylam kompletnie, nienawidze takich sztucznych party. ktos w instytucie wymyslil, ze kazdy przyniesie potrawe ze swego kraju i bedziemy mieli swietne przyjecie. byc moze, ale nie jestem tego zwolennikiem. na codzien intrygi, problemy i nagle wszyscy zasiadaja do buleczek z lososiem i posylaja sobie slodko-pierdzace usmiechy. brrrrrr. takie boze narodzenie dla biednych. no i miedzy jedna kanapka a druga oczwiscie pan olek pstryknie nam zdjecie, ach ;)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz