sa slowa przesaczone zapachem drewnianego pudelka po cygarach, szkatulki, w ktorej przechowuje sie stare wejsciowki z teatru, zapomniane bibeloty. pelne intensywnosci, pizma, ostrosci, niebezpiecznych krawedzi.
sa slowa wrecz namacalne, krzyczace sprosnie swoja obecnoscia, oznajmiajace swoja prezencje niczym neon, uderzenie piescia, obcesowy argument, niosacy cien zwatpienia, zwiastujacy tragedie.
sa slowa czekoladki, tanczace i usmiechajace sie bezwiednie, nienasycone, bezwstydne, okragle i lekkie, pelne pozadania, zludnie obiecujace kilka chwil szczescia. to one zaludniaja miliony listow milosnych, niczym rozchylone usta, kolorowe motyle.
sa slowa paralizujace, zimne, znieksztalcone, zamarzniete, sprawiajace, ze kazdy lisc zamiera w bezruchu. leza wowczas dlugo pomiedzy ludzmi, az w koncu znuzone bezczynnoscia same zaczynaja oplatac nas, tworzac mroczna siec.
sa slowa, ktore sie zawsze gubia, ze zlosci, ze strachu, ze...
sa slowa liny, po ktorych tanczyc potrafia tylko nieliczni, wymagajace nielada akrobacji, ocierajacych sie o granice szalenstwa.
sa slowa niedzielne, skupione, lagodnie otulajace dusze, skromne, siadajace cicho w lawie koscielnej, potrafiace schylic glowe i w glebokim zamysleniu oddac sie modlitwie, aby pozniej zapalic dluga, cieniutka swieczke.
najtrudniejsze sa te pelne milczenia, z zacisnietymi ustami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz