trompe l'oeil-stilleven, samuel van hoogstraten, 1664.fragment prozy moze popsuc sie nagle, niby kawalek poledwicy. od lat spostrzegam oznaki gnicia w moim pisaniu. jak ja przechodzi ono swoje anginy, swoje zoltaczki, swoje zapalenia wyrostka, wyprzedza mnie jednak na drodze do ogolnego rozkladu. w gruncie rzeczy gnicie oznacza koniec skladnikow nieczystych i powrot do praw chemicznie czystego sodu, magnezu, wegla. moja proza gnije od strony skladni, zmierzajac - z wielkim wysilkiem - ku prostocie. przypuszczam, ze dlatego nie umiem juz pisac koherentnie. slowa wierzgaja, zrzucaja mnie natychmiast na ziemie. fixer les vertiges - jak to milo! ale ja czuje, ze powinienem ustalac elementy. wiersze na to czekaja i pewne rodzaje powiesci, nawet teatru. reszta jest faszerowaniem i nie wychodzi mi na dobre. chociaz, czy rzeczywiscie najwazniejsze sa elementy? przeciez opis wegla jest mniej interesujacy niz opis historii rodziny guermantes.
mam niejasne uczucie, ze te elementy, w ktore celuje, sa jakby na granicy kompozycji. nastepuje odwrocenie punktu widzenia szkolnej chemii. tam, gdzie kompozycja dochodzi do swojej ostatecznej granicy, otwiera sie teren elementow podstawowych. ustalic je i jezeli to mozliwe, stac sie nimi.
cortazar /gra w klasy: morelliana/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz