16.02.2009

za kulisami, pomiedzy salatka z kabli i reflektorow przechadzal sie pianistopoeta z berlina, bezskutecznie probujac opanowac naplywajace do oczu lzy. jego wystep, eufemistycznie ujmujac, nie nalezal do najbardziej udanych.

a. siedzial nieopodal wyjscia, nerwowo popalajac jednego papierosa za drugim. tak bardzo zalezalo mu na tym, aby wieczor uwienczony zostal sukcesem. jednakze kazdy kolejny wystep zanizal poziom imprezy, rozpoczetej wybornym wierszem recytowanym przez a. a., moj dlugoletni przyjaciel, syn miejscowego matadora, udzielajacego sie wszedzie i bedacego everybodysdarlingiem, cierpial pod presja udowodnienia ojcu swych umiejetnosci. nagle spojrzal w moim kierunku i sciszonym glosem stwierdzil: prasa nas rozszarpie. usmiechnelam sie i zaprzeczylam kurtuazyjnie, ale w glebi duszy wiedzialam, ze ma racje. odczulam ulge, ze nie poszlam tym samym sladem co on, zostawiajac w mej rodzimej miejscowosci wszelkie presje, miary ponad miare i egzystencje corki znanych rodzicow. ucieklam od tego wszystkiego jak najdalej, doskonale zdajac sobie sprawe, ze podswiadomie uleglabym podobnym mechanizmom, ktore zzeraly teraz a. wspolczulam mu, ze nie potrafi napawac sie tym co juz osiagnal, nie potrafi stanac ponad tymi kilkoma beznadziejnymi chwilami, ze brak mu dojrzalosci. chociaz byc moze to wlasnie moja ucieczka od tego rodzaju egzystencji byla wyrazem niedojrzalosci?

opuscilam kulisy i wmieszalam sie w tlum, przysluchiwujac sie wystepom kolejnych kandydatow. z przerazeniem patrzylam jak publicznosc ignoruje gosposie domowa, niemrawym glosem prezentujaca swoj text i jak z dystansem oraz uprzejma aprobata podchodzi do wystepow inwalidy na wozku, recytujacego wiersze milosne. mezczyzny sprzedajacego wersy pelne zuzytych metafor, typu: milosc jest w trawie i w niebie i w oczach twych pelnych jasniejacego blasku. brrrr.

juz chcialam zlozyc bron i pojsc do domu, gdy wtem na scene wkroczyl on, cukiereczek. mlodzieniec w wieku okolo 20 lat, o aksamitnym glosie, pieknie wycietym profilu, lagodnym spojrzeniu. i rozpoczal recytacje swoich tekstow, pelnych glebii, barwy, nawiazan filozoficznych oraz literackich, plynnie przeskakujac z angielskiego na francuski i z powrotem na niemiecki. uczta zarowno dla ducha jak i dla oka ;) oczywiscie wygral, zostawiajac konkurencje, ktorej w zasadzie nie bylo, daleko w tyle. i oczywiscie nie przyjal takze nagrody, ktora byla butelka szampana, bo nie pije alkoholu. sexu zapewne tez nie uprawia, a jezeli juz to tylko we wtorki i czwartki od 15.00 - 16.30. ;)

i przypatrujac sie tym ludziom stwierdzilam, ze zycie jest cholernie niesprawiedliwe. bo jakie szanse ma obcokrajowiec na wozku inwalidzkim, ktory najprawdopodobniej jest analfabeta, z kims, kto ze stuprocentowa pewnoscia wychowal sie w rodzinie lekarzy, prawnikow, kto od dziecka uczyl sie conajmniej pieciu jezykow i potrafi grac na pianinie, skrzypcach tudziez flecie bocznym? cukiereczkowi w zyciu naprawde nie bedzie trudno, juz samym swym wygladem i perfekcyjna maniera ujmie ludzi zanim zdaza sie do niego wrogo nastawic.

moge sobie westchnac? moge prawda? :) eeeeech ... ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz