1.03.2009

targowanie (sie)

powolnym, aczkolwiek smialym gestem dotknal mego obnazonego ramienia, by po chwili objac je cala dlonia i ponapawac sie ta zmyslowostka przez kilka nastepnych, nieznosnie dlugo trwajacych chwil.

-witaj.

-witaj- usmiechnelam sie z trudem skrywajac przerazenie.

w kilka miesiecy po rozstaniu ow gest byl dla mnie synonimem proby. bezpardonowym przekroczeniem linii demarkacyjnej, elementarnym pogwalceniem pieczolowicie budowanych granic. g. zlamal schemat konwencjonalnego powitania, dajac ow gestem wyraz swoim skrywanym tesknotom i niewypowiedzianym zyczeniom. gorset konwencjonalnych, sformalizowanych frazesow powitalnych byl dlan tylko przykrywka, maskarada zdradzajaca prawdziwe oblicze, ktora predko zostala zdemaskowana jezykiem ciala, intensywnoscia spojrzenia. g. rozkoszowal sie kazda miniona chwila, holdujac zarazem swemu fetyszowi ludzkiej skory i najpotezniejszemu bodzcowi erotycznemu jakim jest zakaz, nieosiagalnosc, tabu. wreszcie nie musial tworzyc go sztucznie, za pomoca fantazyjnych wojerystycznych imitacji, nie musial wymyslac niekonwencjonalnych obscenicznych scenerii, nie musial wyszukiwac dodatkowych bodzcow, podsycajacych jego pozadanie. mial je-ze tak powiem-na wyciagniecie reki. namacalna rzeczywistosc, stworzona bez skomplikowanych operacji, istniejaca doslownie i w przenosni, pozwalajaca mu sie realizowac z aktorska wrecz namietnoscia. g. mogl skoncentrowac sie calkowicie na swoich rozkoszach, zatracic we wlasnych tesknotach, nie zwazajac na to, ze pozbawia mnie w ten sposob kontroli, ze trace dla niego zmysly i umieram z przerazenia.

-znalazlabys czas na kawe ?

-tak, oczywiscie- wykrztusilam.

-wiec dobrze, zajde po ciebie wieczorem.

zamarlam. bylam przerazona wizja, ze znow oddam mu sie calkowicie, ze g. ponownie zawladnie mym calym jestestwem, nie zwazajac przy tym na moje odczucia, liczac sie tylko z wlasna ekonomia przezyc, bilansujac i kalkulujac na zimno jak zwykle za i przeciw. wiedzialam doskonale, ze ten wieczor spedzony zostanie w towarzystwie przyjaciol vel statystow, ktorzy pomoga nam przetrwac trudne chwile rozmow. przeczuwalam, ze jako przyczyne wydarzen sprzed kilku miesiecy g. poda swoje obawy i slabostki, swoje ataki zazdrosci wynikajace z roznicy wieku etc. bylam swiadoma tego, ze bedzie zmienny w swych rolach, oscylujac pomiedzy ojcowska troska, meskim pozadaniem, ironia pelna melancholii, arogancja i strachem. jednakze udalo mi sie mimo wszystko podejsc ze sceptyzmem do jego teorii i wyznan, przygladajac sie wychudzonej i zmarnialej sylwetce, tak innej od tej, jaka zapamietalam majac przed oczyma obraz naszego rozstania. czyzby jednak przeliczyl sie w tej miedzyludzkiej inwestycji? czyzbym jednak znaczyla wiecej anizeli zwykla erotyczna przygoda?

-wiesz, ucieklem sie calkowicie w prace, w moim wieku czlowiek bardzo dlugo dochodzi do siebie po takiej historii.- stwierdzil nagle, uwaznie resjestrujac spojrzeniem moja reakcje.

nie odpowiedzialam. poprosilam o odwiezienie mnie do domu, w trosce o to, by uniknac chwili slabosci, by zachowac do konca wlasna twarz i zakonczyc te farse raz na zawsze.

nastepnego dnia przyniosl mi filizanke goracej kawy, podal ja przyjacielskim gestem i po krotkim small talku pozegnal sie chlodno, uciekajac w panice przed samym soba, zostawiajac emocjonalne zgliszcza. w kilka godzin pozniej z zamyslenia wyrwal mnie meski, donosny glos:

-ma pani moze ochote na lyk czerwonego wina?

unioslam glowe do gory i przyjrzalam sie sylwetce francuskiego, cholernie przystojnego narcyza.

-z mila checia.- odparlam.

-straszne te targi, takie depresyjne miejsce, osadzone w zimnej atmosferze i pragmatycznej architekturze. ma sie wrazenie, ze rzadzi tu tylko i wylacznie zadza pieniadza prawda? a ksiazki...coz, sa jedynie milym dodatkiem uzupelniajacym te groteskowa scenerie.

-mhm.

- i pani taka pelna zycia w tym wszystkim, niesamowity kontrast. moze zjadlaby pani ze mna dzis wieczor kolacje?

- niestety, jestem juz umowiona, ktos przyjezdza do mnie z wizyta z daleka.

-szkoda, ja mam do dyspozycji tylko te jedna jedyna noc, jutro rano wracam do paryza.- dodal, usmiechajac sie bezczelnie.

odusmiechnelam sie. wino mialo posmak zbytniego deja-v(ec)u...

1 komentarz:

  1. jakbym widział siebie
    schemat powiela się w różny sposób w wielu odmianach:)
    pozdrawiam
    podziwiam
    kłaniam się w pas

    g.
    !

    OdpowiedzUsuń