(...)
- nie dostales mego listu?
- ech, dostalem, ale nie w tym rzecz! ja chce ciebie. chce byc z toba!
- to wyjdz za mnie.... har har har!
- jesli mi obiecasz, ze bedziesz sie ze mna pieprzyc 5 razy dziennie. :)
- jesli mi za to zaplacisz. :)
- oszalalas!
- nie, probuje sie tylko dostosowac do uroczyscie przez ciebie zainicjowanego poziomu rozmowy, najdrozszy r.
- no ok, sorry. ale przyznasz, ze do polanskiego zbittermoonizowania jeszcze nam daleko.
- do tych portow nigdy nie dotrzemy, nie ma obawy.
- bo?
- bo ksiezniczka zaslepiona naiwnoscia & narcyz to zaloga nadajaca sie idealnie na statek szalencow a nie do zwiazku.
- zwiazek jest statkiem szalencow. ale cholera, ty mi nie wierzysz, mam racje?
- wierze. w twe pozadanie. ale nie widze siebie w twoim uniwersum kobiet. nie w roli satelity.
- co chcesz zatem uslyszec? kocham cie? przeciez mowilem ci to juz sto razy!
- :) niewiele sie nauczylam w tym moim durnym zyciu, ale tego, ze wieksza wage nalezy przypisywac czynom nie slowom juz tak.
- brzmisz niczym bohaterki z jane austen. to co? mam wyslac list z referencjami do twego ojca i zwazac na kazdy ton jakim z toba rozmawiam, bo ow moglby implikowac zamierzenie zamazpojscia? obudz sie w koncu! pieprzona romantyczka. i daj mi lyka, prosze.
odczekalam cierpliwie, az wypil pol butelki martini. po czym dodalam:
- pieprzony fan moderny. zimny, wyrachowany, rzeczowy, racjonalistyczny.
- niech ci bedzie, ale przynajmniej nie grzezne w mieszczansksich wyobrazeniach o milosci. nie widzisz jak bardzo nas to hamuje? i w gole ty, ktora przeciez obracala sie w tej wiedenskoamsterdamskiej bohemie i zazywala wolnego seksu nagle w dzwieku fanfarow oznajmiasz mi, ze oczekujesz tradycyjnego zwiazku, wyborne.
- i otoz. seksu. wiez emocjonalna to zupelnie co innego. ale podejrzewam, ze i tak nie zrozumiesz. preferujesz przeciez blondynki o lodowatej aurze, ktore swe idealnie dlugie nogi dekoruja na neoliberalnym szezlongu, kuszac dyskretnie wygladajaca z rozciecia spodniczki podwiazka?
- o to to. idealnie sie opisalas. teraz wiesz, dlazczego chce z toba byc. :) co sie tak rozgladasz?
- szukam suflera.
- haha, taki moze byc?
spytal, podajac mi niedopite martini.
-dawaj.
- wiesz, ja nie mam zamiaru tkwic w czyms, co caly czas trzeba definiowac i sie bez przerwy z czegos usprawiedliwiac. oraz zdawac relacje ze swych uczuc. pieprze taki uklad.
- to co do cholery tu robisz? przerwales moj piknik z a., przychodzac na rozane wzgorze i wygladajac mnie? bylo spedzac ten drogocenny czas z jedna z twych kolejnych kandydatek do haremu, uprawiac uczuciowy kapitalizm. wymiana towaru: uczucia, kasa, sex, prestiz, kazda da ci za te wartosci wiele. ja ci tylko jestem w stanie zaplacic moja paranoja. i dlatego miedzy innymi juz w to nie gram. game over, my darlin*, ok?
- gdyby mi na nich zalezalo bardziej czy bylbym teraz tutaj? to z toba mam niesamowita plaszczyzne intelektualna i seksualna. nie z innymi. i wzbraniam sie przeciwko redukcji do li i tylko pozadania. to nie to. ech, wiesz ty jestes niesamowicie wyksztalcona, ja takich elokwentnych kobiet nie znam.
- czyzbys zamierzal mi uplesc laurowy wianuszek? cos nowego, mersiboku, szapoba, olalala i inne takie, ale...
-nie. chcialem powiedziec, ze to wyksztalcenie nic ci nie daje. bo obawa przed ludzmi oraz brak poczucia wlasnej wartosci na zawsze beda cie dyskwalifikowac w tej grze. zrob cos z tym i sprobuj byc ze mna. zaryzykuj choc raz w zyciu do cholery!
- i tak przemierzylismy piekna droge od fantastyki do introspekcji & z powrotem. posluchaj, te rozmowy prowadzimy od dwoch bez mala lat. a zatem dlaczego nagle cokolwiek nagle mialoby ulec zmianie? powiedz mi, wyjasnij, bo ja nie rozumiem. juz nic. ty szukasz jakiejs ifigenii, klytajmnestry whatever. silnych kobiet.
- coz, dopoki nie zamierzasz zabawic sie w holfernesowa judyte, zaakceptuje wszystkie inne wcielenia :)
zgadzasz sie?
- ...
nie odpowiedzialam. za bardzo zajeta bylam polykaniem lez.
- ych no mow! odezwij sie! hello? hello I, helllo II, hello III, hello IV...
i nagle oboje zamilklismy w oslupieniu. r. odwrocil glowe w tym kierunku, w ktorym spogladalam i ja.
na niebie ukazal sie naszym oczom wielki fajerwerk, a w tle rozlegly sie dzwieki symfonii mahlera.
wkrotce potem na przeciw nam wybiegli rozesmiani goscie weselni...
munch. rozstanie.